Bez Dogmatu, Nr 99 (I/2014)
Należysz do kolektywu Gongchao. Czym jest ta grupa i jakie są jej cele?
Jesteśmy małym zespołem, który od kilku lat bada warunki życia i walki społeczne w Chinach. Nasze motywacje mają głównie charakter polityczny: publikujemy i omawiamy historie oporu, nawiązujemy kontakty pomiędzy pracownikami i aktywistami w Chinach, ale też gdzie indziej. Oczywiście współpracujemy z inicjatywami zawiązywanymi w Chinach i za granicą. Organizujemy tłumaczenia artykułów i książek z chińskiego, sami piszemy o walkach i publikujemy wyniki badań na stronie gongchao.org, gdzie część tekstów jest dostępna również w języku polskim.
Za naszymi działaniami stoi koncepcja, że tylko globalna klasa pracująca może pogrzebać kapitalizm i zbudować społeczeństwo egalitarne. Mimo że istnieje ona obiektywnie, tak jak globalne łańcuchy produkcji (i wyzysku), to nie powstała jeszcze jako światowa siła polityczna. Walki ostatnich lat w wielu częściach świata można postrzegać jako obiecujące znaki.
Od kiedy Chiny stały się tak zwaną fabryką świata i częścią większości globalnych łańcuchów produkcji, zmagania tamtejszych pracowników i chłopów mają ogromny wpływ na przyszłość globalnej walki klas. Ludzie spoza Chin jednak mało wiedzą o tych walkach, tak samo jak my jeszcze parę lat temu. Dlatego rozpowszechniamy informacje o nich, żeby pokazać wspólne problemy kapitalistycznego wyzysku i to, że walki przeciwko niemu mają podobny charakter.
Dlaczego skupiacie się na Apple’u?
Z jednej strony Apple jest jedną z największych firm technologii informacyjnych, której wizerunek to symbol nowoczesnych indywidualistów w dzisiejszym społeczeństwie kapitalistycznym. Z drugiej strony przy produkcji sprzętu korzysta z usług podwykonawców takich jak Foxconn w Chinach i jest odpowiedzialna za okropne warunki pracy oraz niskie płace w tych fabrykach, krótko mówiąc: za wyzysk chińskich pracowników. Z tego powodu badacze, którzy napisali książkę Niewolnicy Apple’a, skupili się na firmie Foxconn. Chciałbym jednak podkreślić, że warunki w innych przedsiębiorstwach przemysłu elektronicznego w Chinach, jak również poza nimi, nie są lepsze od tych w fabrykach Foxconnu produkujących sprzęt dla Apple’a. Książka skupia się więc na Apple i Foxconnie, ale trzeba oczywiście pamiętać o wyzysku i oporze pracowników także w innych firmach.
Współautorką książki Niewolnicy Apple’a jest Pun Ngai. Jej wcześniejsza książka – Pracownice chińskich fabryk – opowiadała o pierwszym pokoleniu migrantów. Książka, o której mówimy, opisuje doświadczenia kolejnej już generacji migrujących pracowników. Jakie zauważacie różnice między tymi pokoleniami?
Pierwsze pokolenie to migranci, którzy w latach 80. i 90. wyjeżdżali ze wsi do miast i stref przemysłowych, żeby podjąć pracę w fabrykach, sektorze usług i na budowach. Umieli jeszcze uprawiać ziemię, nie znali życia w mieście i pracy przemysłowej. Mieli zamiar powrócić na wieś po kilku miesiącach albo latach. Podejmowali czasem walki w zakładzie pracy, ale nie na dużą skalę. Migranci drugiego pokolenia, którzy wyjeżdżali na początku XXI wieku, już nie potrafią uprawiać roli, korzystają z komórek i z Internetu, znają życie w mieście, a co najważniejsze, chcą tam zostać. To drugie pokolenie zaczęło stawiać opór i organizować walki przeciwko wyzyskowi. Liczba protestów migrantów znacznie wzrosła od 2003 roku.
Gniew i niezadowolenie drugiego pokolenia wynika też z tego, że migranci ze wsi nie mają pozwolenia na stałe osiedlenie się w miastach.
Komunistyczna Partia Chin stworzyła system kontroli migracji przypominający apartheid (hukou), który pozwala migrantom – a jest ich około 300 milionów – jedynie na tymczasowy pobyt w miastach. Ten system pozbawia pracowników ze wsi wielu praw, które przysługują mieszkańcom miast, a także umożliwia usunięcie ich stamtąd, gdy nie są już potrzebni w produkcji albo stwarzają problemy.
Jak wyglądają walki pracownicze w fabrykach takich jak Foxconn?
Ogólnie można mówić o trzech rodzajach walki, które opisujemy w książce o niewolnikach Apple’a. Pierwszy to „głosowanie nogami”, czyli po prostu porzucenie pracy. Fluktuacja w fabrykach Foxconnu, podobnie jak w wielu innych zakładach, jest bardzo wysoka. Kiedy pracownicy są niezadowoleni z płac, warunków pracy, mieszkania w przyzakładowych internatach albo traktowania ich przez kierowników, często zostawiają pracę i próbują znaleźć inną. W centrach przemysłowych jest niedobór pracowników, nietrudno więc elastycznym migrantom bez prawa do osiedlenia się w miastach przenieść się gdzie indziej i znaleźć nowe zajęcie.
Inny rodzaj walki to codzienne formy oporu w miejscu produkcji, aby praca była możliwa do zniesienia. W Foxconnie są to na przykład zwalnianie tempa pracy, drobny sabotaż lub absentyzm, praktykowane indywidualnie albo kolektywnie. Wbrew temu, co się ogólnie uważa poza Chinami, chińscy robotnicy nie są posłuszni, spokojni czy łagodni, oni walczą poprzez stosowanie codziennego oporu.
Trzecim rodzajem walki są strajki lub inne większe wspólne protesty. Foxconn nie ujawnia żadnych danych na ten temat, ale wywiady z pracownikami tej firmy pokazują, że wielu z nich brało udział w zaprzestaniu pracy lub protestach albo było tego świadkami. Czasami setki, a nawet tysiące pracowników uczestniczyło w strajkach, demonstracjach czy nawet niszczeniu mienia zakładu.
W Polsce nie ma co prawda fabryki Foxconnu, ale są inne zakłady elektroniki, np. LG z Korei Południowej czy dostawca LG Chung Hong z Chin, o którym też piszecie w dodatku do polskiego wydania książki. Czy fabryki w Polsce i Chinach różnią się od siebie i jak porównałbyś sytuacje pracowników?
Technologia i organizacja pracy nie różnią się tak bardzo. To zależy raczej od konkretnego produktu – np. czy to są smartfony, czy monitory – i pozycji zakładu w łańcuchu dostaw. Kiedy więc pracownicy Chung Hong w Polsce produkują płyty główne do telewizorów, ich produkcja nie różni się zasadniczo od produkcji takich płyt w fabryce w Shenzhen w Chinach. Także jeśli przyjrzymy się poziomom wynagrodzeń, płace niewykwalifikowanych pracowników przy linii produkcyjnej w specjalnych strefach ekonomicznych w Polsce nie są o wiele wyższe niż płace pracowników w fabrykach Foxconnu na wschodnim wybrzeżu Chin, gdzie zarabiają oni około 1000 złotych miesięcznie.
Występują natomiast istotne różnice, jeśli chodzi o skład pracowników. Podczas gdy większość pracowników fabryk elektroniki w Polsce to miejscowi lub dojeżdżający z okolicznych wsi i miasteczek, w Chinach pracownicy to na ogół migranci ze wsi oddalonych o kilkaset, a czasami nawet tysiąc kilometrów, którzy mieszkają w przyzakładowych internatach. W tym sensie można ich raczej porównać do Polaków, którzy pracują w Holandii czy Brytanii. Poza tym migranci w Chinach pochodzą z różnych prowincji, mówią różnymi dialektami, a nawet językami, i kapitaliści chińscy wykorzystują to, aby ich podzielić.
Inną ważniejszą różnicą jest doświadczenie i siła pracowników. Chiny przeżywają boom ekonomiczny, a czynniki takie jak polityka jednego dziecka i rozwój przemysłowy w środkowej i zachodniej części kraju doprowadziły do niedoboru siły roboczej w niektórych centralnych obszarach przemysłowych na wschodnim wybrzeżu. To tworzy korzystną dla pracowników sytuację, w której wykorzystują swoją siłę i naciskają na poprawę ekonomiczną. Liczba protestów pracowników migrantów wzrasta. Szczególnie dało się to zauważyć w 2010 roku, kiedy fala strajków zapoczątkowana w przemyśle samochodowym przetoczyła się przez cały kraj. Wszystkie te strajki są dzikie, ponieważ w Chinach nie ma ustawowego prawa do strajku lub protestu. Jedną z konsekwencji protestów był stały wzrost realnych wynagrodzeń, pomimo kapitalistycznych środków zaradczych takich jak podwyżki cen albo delokalizacja zakładów. Sytuacja w Polsce jest oczywiście inna. Stały wzrost ekonomiczny współistnieje z utrzymującym się wysokim bezrobociem albo niepełnym zatrudnieniem, co osłabia pozycję pracowników. Podczas gdy chińscy pracownicy strajkują bez ograniczeń prawnych, polskie ramy prawne bardzo utrudniają przystąpienie do strajku, a nawet kiedy pracownikom uda się zastrajkować zgodnie ze wszystkimi prawnymi wymaganiami, zarząd firmy może złamać strajk dzięki powołaniu się na prawo, jak to pokazuje przykład Chung Hong.
Podczas dyskusji po twoim wystąpieniu na UW pojawiło się pytanie o bojkoty konsumenckie i o to, czy mogą one wpłynąć na sytuację pracowników. Przywołano przykład bojkotu LPP po pożarze fabryki w Bangladeszu. Twoja odpowiedź była raczej krytyczna. Czy mógłbyś bliżej opisać swoje stanowisko w tej sprawie?
Myślę, że nawet nie jest jasne, czy kampanie konsumenckie mają jakikolwiek wpływ na położenie pracowników w miejscu produkcji. Oczywiście po zawaleniu się fabryki tekstylnej w Bangladeszu niektóre firmy obiecywały poprawić sytuację, ale doniesienia mediów i deklaracje przedsiębiorstw nie gwarantują, że pracownicy dostaną wyższe wynagrodzenie albo zapewnione im zostaną lepsze warunki pracy.
Jeśli chodzi o firmy Apple i Foxconn, po serii pracowniczych samobójstw w fabrykach Foxconnu w Chinach w 2010 roku krytyka i kampanie organizacji pozarządowych zmusiły oba przedsiębiorstwa do zareagowania. Foxconn obiecał poprawić warunki i podnieść płace, a Apple nawet poprosił organizację pozarządową, aby zbadała sytuację w fabrykach Foxconnu i przyznał, że problemy rzeczywiście występują. Jednakże, jak pokazują dane przedstawione w książce Niewolnicy Apple’a, wzrost wynagrodzeń zbiegł się z cięciami dodatków i przyśpieszeniem pracy, fabryki przeniesiono na tereny, gdzie wynagrodzenia są niższe, a firma nadal używa kar i stosuje militarystyczne formy zarządzania.
Ogólnie kampanie, które obwiniają i zawstydzają kierownictwo w celu wymuszenia na nim poprawy warunków, są ignorowane albo wykorzystywane dla celów promocji firmy. Kampanie konsumenckie są też problematyczne z innych, ważniejszych powodów. Sprawiają one wrażenie, że pracownicy są ofiarami i potrzebują konsumentów. Pogłębiają podział między „nimi” (biednymi, słabymi) i „nami” (bogatymi, silnymi), a w ten sposób podkopują wysiłki stworzenia sieci solidarności opartej na równych prawach. Myślę, że lepiej skoncentrować się na samych pracownikach i wspieraniu ich w walkach o poprawę sytuacji. Lepiej oferować pomoc w postaci kontaktów, doświadczeń czy funduszy, ale nie jako osoby z zewnątrz, jedynie wspierające, lecz jako ludzie, którzy też są wykorzystywani i walczą przeciwko wyzyskowi.